niedziela, 15 lutego 2015

JESTEM NA "TAK"!

Jak często zdarza Wam się mówić „nie dam rady”, zanim podejmiecie próbę? Mnie bardzo często! Zwłaszcza, jeśli dana rzecz dotyczy aktywności fizycznej.  Uparcie twierdzę, że nie i już, a przy takiej postawie, rzeczywiście się nie daje.  Wiadomo, że pewnych rzeczy nie jestem w stanie wykonać (każdy ma jakieś ograniczenia), ale dużo więcej jest takich, które dawno temu przyjęłam za niewykonalne i nawet nie zamierzałam tego weryfikować. 
Podobnie było podczas weekendu w górach...



Termy – jacuzzi, baseny, fontanny, wodospady, bicze wodne i…. zjeżdżalnie. Zjeżdżalnie? Eeee, nie, to po prostu dla mnie nie istniało. To znaczy, wiedziałam, że ludzie, a zwłaszcza dzieci, świetnie bawią się, zjeżdżając, ale… to oni. Ja mogłam popatrzeć, pokibicować….a zjeżdżanie? Nawet o tym nie myślałam. Do tamtej niedzieli… :D
Gdy dziewczyny powiedziały, że będziemy zjeżdżać na zjeżdżalniach, w pierwszej chwili pomyślałam –„cooooooooooooooo?”, a potem….UWAGA – „nie dam rady!”. Od razu miałam wizję połamanych nóg, rąk i innych części ciała! Ale za chwilę stwierdziłam, że ufam dziewczynom i znowu, jak się okazało, NIEPOTRZEBNIE czegokolwiek się bałam! To takie niemądre, że tak bardzo stresuje nas to, co nowe – przecież w dużej liczbie przypadków, to, co nowe, jest fantastyczne, zaskakujące, cieszące!

No dobra, dobra, ale przejdźmy do konkretów! Zjeżdżalnie były dwie – co zresztą zobaczycie na filmikach. Jedna przy małym basenie, taka otwarta, głównie dla dzieci, na zjazd na niej dostałyśmy zgodę od ratownika (na kolejną już nie :D); Aby zjechać, najpierw trzeba było się dostać na górę – do pokonania kilkanaście schodów, dziewczyny wnosiły  mnie – jedna pod pachy, druga pod kolana.  Ok, dotarłyśmy! Zostałam posadzona na jakimś podeście, który wbijał mi się w tyłek, za chwilę usiadła koleżanka, posadziła mnie przed siebie, złapała jedną ręką nogi, drugą górę ciała….gotowa? TAK! I zjechałyśmy. Ze zdziwienia i zachwytu otworzyłam usta i nałykałam się wody, ale i tak było ekstra! Cała akcja trwała może z trzy minuty, ale to były bardzo długie trzy minuty – miałam wrażenie, że wszystko działo się w zwolnionym tempie, takie slow motion.
Na tej małej zjeżdżałyśmy dwa razy – to wtedy powstało nagranie! 


Druga zjeżdżalnia to już wyższa szkoła jazdy :D. Wyzwaniem okazało się wdrapanie na drugie albo trzecie piętro – na jakimś dziewiątym schodku spotkałyśmy jakiegoś mężczyznę, który zaproponował, że odciąży jedną koleżankę i złapał mnie pod kolana :D. I znów – usadziłyśmy się i zjeżdżamy! Taaaaak – na początku w ogóle nie jechałyśmy! Zwyczajnie się zablokowałyśmy! Dopiero po kilku ruchach ruszyłyśmy! Wnętrze tej rury ozdobione było gwiazdkami, w dotyku była… śliska! Hah, I nie było szans, żeby coś się zaczepiło. Jechałyśmy dość szybko, zakręcając zgodnie z wolą rury. Niesamowite doświadczenie!


Może kiedyś spróbuję zjechać sama? :D
Takie sytuacje pokazują, że mówiąc „nie dam rady” i nie podejmując próby, zabieramy sobie szansę na przeżycie czegoś wspaniałego. Gdybym się uparła, że nie, nie miałabym na swoim koncie trzech zjazdów! Od teraz jestem na „tak”! :)

 Dziękuję, dziewczyny, za pomysł i jego zrealizowanie! :*



Ruda

1 komentarz :